Stajnia,
do której dotarła po 40 minutach szaleńczej rowerowej jazdy,
wyglądała na zadbaną i całkiem dużą. Miała piękne, zielone
padoki i dużą drewnianą halę do ćwiczeń, w której
najprawdopodobniej w tej chwili odbywały się zajęcia skoków.
Lucyna,
negatywnie nastawiona, oczami wyobraźni widziała w tym miejscu
tylko przemęczone konie i wykańczające treningi kończące się
kontuzją koni. Była przekonana, ze Prince jest tutaj źle
traktowany i stoi w zbyt małym boksie. Postanowiła wejść do
środka. Oparła rower o ścianę budynku i cicho wślizgnęła się
do obcej stajni.
-
Prince! – zawołała scenicznym szeptem rozglądając się bacznie
wokoło. Chodziła od boksu do boksu szukając swojego wierzchowca.
Starała się nie zachwycać tym jak te konie wyglądają trzymając
się kurczowo swojej negatywnej wersji. Odrzuciła myśl, że na tle
tych wszystkich pięknych, umięśnionych i zadbanych koni, które
mijała wcześniej, Prince wydał się jej okrąglutkim konikiem dla
początkujących jeźdźców. Różnica pomiędzy tymi zwierzętami,
a jej własnym była ogromna. Tutaj wszystkie koniska miały równo
przycięte grzywy i ogony, lśniącą sierść i czyste spojrzenie.
-
Prawdziwe konie skokowe – pomyślała i nagle usłyszała znajome
rżenie. – Princuś!!! – krzyknęła i pobiegła w stronę, z
której dochodził dźwięk.
Otworzyła
drzwi boksu i przytuliła się do zwierzęcia, które odwdzięczyło
się napadem czułości. Prince zaczął ją podszczypywać i
sprawdzać, czy nie ma w kieszeniach dla niego jakiegoś smakołyku.
Z miłą chęcią wkładał pyszczek pod jej ręce prosząc o
pieszczoty.
-
Zmywajmy się stąd zanim ktoś się zorientuje – szepnęła i
wyszła z boksu, a koń podreptał za nią. Wzięła po drodze rower
i wspólnie wyruszyli w drogę z powrotną do domu. Prawie doszli do
ścieżki lecz nagle wierzchowiec się zatrzymał i odmówił
dalszego spaceru. Spojrzał na halę treningową, zarżał głośno i
ruszył galopem w jej stronę.
-
Prince! Czekaj! – zdenerwowała się Lucyna
Pędził
prosto na płot, który odgradzał padoki i ścieżkę od hali.
Dziewczyna wystraszyła się pędu zwierzęcia i bała się, że
Prince nie wyhamuje i wpadnie w ogrodzenie raniąc się lub co gorsze
łamiąc kończyny. Nie wiedziała co robić. Ku jej przerażeniu koń
nawet nie próbował zwolnić. Lucyna aż otworzyła usta ze
zdziwienia. Jej rumak właśnie przeskakiwał gigantyczne ogrodzenie
zrobione, żeby właśnie takim koniom jak on nie pozwolić uciec.
Prince wylądował miękko po drugiej stronie i zaczął galopować
wzdłuż płotu widocznie zadowolony własnym wyczynem. Narobił
niezłego hałasu wpadając i przewracając beczki stojące za
ogrodzeniem. Brykał wydając z siebie kwiki dzikiego mustanga.
Nagle, Lucyna zauważyła postać stojącą po drugiej stronie
ogrodzenia, widocznie złą. Puściła rower i zerwała się do
ucieczki.
- Hej! Stój! Zatrzymaj się natychmiast! – dał się
słyszeć ochrypły głos mężczyzny. Dziewczyna wpadła na pole
pełne kwitnącego rzepaku i przykucnęła, żeby nikt jej nie
zobaczył. Przesiedziała tam kilka minut i kiedy upewniła się, że
nikt jej nie goni i nie szuka wróciła smutna i zawiedziona do domu.
Nie odzyskała konia, a nawet wydawało się, że go straciła. Czuła
wielki ból w sercu. Miała wrażenie, że Prince wolał nowe miejsce
niż ich wspólne zabawy i pieszczoty. Do domu wróciła zapłakana.
Zamknęła się w pokoju i nie zwracała uwagi na pytania mamy i
taty, co się z nią dzieje. Oni nigdy nie mieli własnych zwierząt.
Jak mogli ją zrozumieć? Nigdy nie siedzieli na koniu i nie mieli
pojęcia, że do zwierzęcia można się tak przywiązać. Prince’a
uważali za niebezpiecznego konia, a przecież to nie jego wina, że
się przewrócił po skoku. Czy ich też ktoś by ukarał za to, ze
się potknęli? – rozmyślała smutna Lucyna skulona w rogu
miękkiej kanapy. Przecież nie zrobił tego specjalnie. Konie są
jak trzyletnie dzieci ufne i niewinne. Psocą, ale niczego nie robią
specjalnie. Przynajmniej nie Prince. On nie był złośliwy.
Rozpłakała się…
Minął tydzień od jej ostatniego spotkania z karym
przyjacielem. Lucyna zebrała w sobie dość odwagi aby pójść
jeszcze raz do ośrodka, w którym teraz przebywał. Ubrała swoje
najlepsze bryczesy, plecak, w który załadowała kantar i uwiąż
Prince’a oraz paczkę smakołyków i dużą marchew, którą
podebrała mamie z lodówki. - Wychodzę – krzyknęła i szybko zamknęła za sobą
drzwi, żeby tylko nikt nie zapytał jej dokąd się wybiera?
Dlaczego? I o której wróci? – Lucyna nie przepadała zbytnio za
tymi pytaniami. Zawsze wprowadzały ją w zakłopotanie, bo czasami
nie umiała na nie odpowiedzieć. Jak długo będzie w stajni? Nie
wiadomo. Tyle ile trzeba. Teraz też wyruszyła na 10 kilometrowy
spacer, nie wiedząc, o której wróci. Wypadałoby przecież wrócić
po rower, który porzuciła przed rzepakowym polem. Tuż przed stajnią, do której zmierzała zatrzymała
się. Przełknęła ślinę i zacisnęła zęby. Wiedziała, że ktoś
jest wewnątrz budynku. Powoli i ostrożnie wślizgnęła się do
środka. Zauważyła swojego konia. Przy nim stały dwie osoby. Nie
wyglądał na zadowolonego. Kładł uszy po sobie i pokazywał białka
oczu tupiąc o betonowe podłoże. - Ma zakwasy. Za ciężki miał wczoraj trening. Może
mu odpuścimy? – odezwała się spokojnie dziewczyna badająca nogi
wierzchowca. - Musi się odbudować jak najszybciej. Wsiądź dzisiaj
na niego. Będziemy stępować i tylko trochę pokłusujemy. –
odezwał się twardy i basowy głos, który Lucyna już wcześniej
poznała. To on krzyczał za nią kiedy uciekała. - Zróbcie mu przerwę! On nic nie robił przez cały
rok! To mój koń! – odezwała się pewnym głosem Lucyna mimo
zdenerwowania. Pewnie pamiętają mnie jako złodziejkę koni. Szybko
przeleciała jej ta myśl przez głowę. - Co robisz w mojej stajni?! Dość ostatnio
narozrabiałaś. I nie mów, że ten karuś jest twój. To ja go
kupiłem, mam jego dokumenty więc należy do mnie! – odezwał się
mężczyzna tak głośno i twardo, że aż Lucynie zadźwięczało w
uszach. - Został sprzedany bez mojej zgody – nie dawała za
wygraną, chociaż wiedziała, że nie ma większych możliwości,
żeby odzyskać swojego przyjaciela. - Dlaczego mam w to niby uwierzyć? Masz na to jakieś
dowody? - Moja mama sprzedała panu tego konia. Udowodnię, że
to mój koń! – powiedziała po czym wybiegła chcąc jak
najszybciej oddalić się z tego miejsca.
_______________
Po około czterech godzinach wróciła do stajni, a mama
szła za nią dokładnie nie wiedząc w co została wmieszana. Po
długiej dyskusji, przy której nie uczestniczyła Lucyna, dorośli
wyszli wyraźnie niezadowoleni. Mama kazała dziewczynce natychmiast
wsiadać do samochodu. Czternastolatka od razu wiedziała, że
narozrabiała i nic dobrego z tego nie wyniknie. Dostała karę i
przez weekend nie mogła wychodzić z pokoju. Dostała za to przed
nos książki i podręczniki do nauki.
-------------------
Na dworze robił się już wieczór. Lucyna zapragnęła
wyjść i pobiegać z Prince’m po lesie. Cichaczem wyszła przez
okno wkładając do kieszeni marchewkę. Tęskniła za swoim koniem i
była przekonana, ze on za nią również. Zwierzęta nie rozumieją
ludzkich spraw i zapewne jej przyjaciel nie ma pojęcia, ze teraz
należy do kogoś innego. Zanim weszła do ośrodka schowała się w rzepaku.
Rozejrzała dookoła i pobiegła w stronę stajni. Gdy była już
prawie w środku zderzyła się z panem Konradem, który nie był
zbyt zadowolony z jej ponownych, niezapowiedzianych odwiedzin. - Czego tu szukasz? – warknął i zatarasował
dziewczynie wąskie przejście do stajni. - Chciałam zapytać, czy mogłabym pracować u pana w
stajni? Mogę robić wszystko. Chciałabym się widywać z Prince’m.
Tęsknię za nim. – zapytała z nadzieją. - Widzę, ze kochasz tego konia. Mam więc dla Ciebie
propozycję. Możesz go odzyskać jeśli udowodnisz mi, ze jesteś go
warta. Musisz wygrać dla mnie konkurs skoków. Potrzebuję tej
wygranej. Inaczej moja stajnia padnie. Już straciła całą renomę.
– powiedział to z takim spokojem, ze Lucyna nie rozpoznała jego
głosu. - Ale…. Ja nie jeżdżę – odpowiedziała cicho. - W takim razie nie mamy o czym mówić. Kup sobie psa.
– odpowiedział stanowczo. Po chwili milczenia Lucyna odezwała się
– Dobrze. Spróbuję. – tak jak trener, dziewczyna miała bardzo
zdziwioną minę. Czy ona naprawdę to powiedziała? - W takim razie jutro zaczynamy trening. – powiedział
bardzo zadowolony - Tak… chyba tak… - odpowiedziała Lucyna zlękniona
i zdenerwowana tym co się właściwie dzieje. Zrobiłaby wszystko,
żeby odzyskać Prince’a. Tylko… czy da radę? - W takim razie stajnia stoi dla ciebie otworem. Ale
pamiętaj, koń jeszcze nie należy do ciebie. Musisz wykonywać moje
polecenia. - Dobrze, tylko…. Ja się boję jeździć. Rok temu
miałam wypadek. Spadłam z Prince’a. Od tego czasu nie wsiadłam
na konia. – wydukała zawstydzona spuszczając wzrok. - Będziemy to ćwiczyć. Najpierw budowanie więzi i
zaufania. Dopiero potem wskoczysz na koński grzbiet. Mamy sporo
czasu, a tymczasem musisz mi opowiedzieć co dokładnie się stało.
– mówił patrząc na nią uważnie. Lucyna pokiwała twierdząco głową.