sobota, 10 marca 2018

Rozdział 5


Nie spała całą noc z nerwów, dziś miała zacząć pierwszy trening z Prince’m. Od razu po szkole wzięła rower i pojechała jak najszybciej do stajni.
- To od czego zaczynamy? – spytała trenera spoglądając na konie pasące się na padoku.
- Musicie odbudować więź i dawne zaufanie. Przyprowadź Prince’a na okrągły padok, a ja ściągnę konie do boksów, by nas nie rozpraszały.
Lucyna wprowadziła wierzchowca na okrągły padok. Wbiegł jak prawdziwy dziki koń. Zaczął wierzgać stawać dęba i biegać prawie się przewracając na takiej małej przestrzeni. Ewidentnie się popisywał. Po paru minutach, kiedy nie spotkał się z żadną reakcją ze strony dziewczyny uspokoił się i zaczął skubać trawę i poznawać otoczenie.
- Zaczynaj – rzekł trener. Lucyna dobrze wiedziała co ma robić. Zrobiła ruch ręką, żeby zmusić konia do powolnego stępa. Nie było to jednak najłatwiejsze zadanie, wierzchowiec prawie od razu zaczynał galopować jak szalony.
- Delikatniej. Mniej widocznych pomocy. Odłóż lonżę i bat. Popędzaj go samym ciałem, drobnym gestem. – powiedział pan Konrad oparty o ogrodzenie. Łatwo było mówić, trudniej zrobić. Dziewczyna starała się za wszelką cenę mówić w tym samym języku co Prince. Z każdym kolejnym kółkiem i reakcją konia zaczynała mieć nadzieję. Zaczynali się rozumieć i nawzajem słuchać. Poszło im niezwykle szybko. Prince reagował prawidłowo na wszystkie wskazówki Lucyny. Stęp, kłus, galop, lekkie zajście mu drogi i odwrót, żeby zmienił kierunek biegu.
- Świetnie ci idzie! Widać, ze znacie się jak „łyse konie” – zaśmiał się z własnego dowcipu. – teraz odwróć się do niego tyłem i odejdź. Lucyna wykonała polecenie, a koń posłusznie doszedł do jej ramienia. Zaczęła z nim chodzić , a nawet biegać. Zawsze podążał za nią zostając w tej samej odległości od jej prawego ramienia. Zachodziła mu drogę i robiła mocne zakręty. Jego łeb cały czas był w tym samym miejscu. Za zgodą trenera poszli wspólnie na spacer. Biegali po rzepakowym polu i chlapali się w małym, płytkim stawku niedaleko ośrodka. Zmęczenie spacerem i wybiegani wrócili do stajni. Po powrocie Lucyna nauczyła się jeszcze masować swojego pupila i go rozciągać. Wystarczyło tylko podtykać mu odpowiednio smakołyki, resztę robił sam Prince.
- Najważniejszy jest koń, potem jego sprzęt, a na końcu jeździec. Jeśli jesteś zmęczona lub przemoczona – nie ma to znaczenia, zawsze musisz doprowadzić do czystości swojego konia. Jeśli bolą cię wszystkie mięśnie po treningu, prawdopodobnie tak samo bolą konia. Najpierw masujesz jego. Koń jest najważniejszy! – mówił do niej cały czas pan Konrad. Opowiadał jej o zwyczajach końskich i sposobach ich pielęgnacji podczas czyszczenia całego rzędu. Lucyna dostała stare skokowe siodło i jej zadaniem było doprowadzenie go do dawnej świetności. Po kilku dniach Prince i Lucyna doszli do wprawy we wspólnej zabawie i nie musieli już nawet korzystać z okrągłego padoku.
- Nie mogę uwierzyć, że w tak krótkim czasie Prince wygląda prawie tak samo jak rok temu. – powiedziała uśmiechnięta do swojego nowego trenera.
- Jeszcze dużo mu brakuje, żeby wyglądać jak prawdziwy koń skokowy. – odrzekł gładząc konia po szyi. – ale to piękne i silne zwierzę i naprawdę jest do ciebie przywiązany. Myślę, ze już czas, żebyś na niego wsiadła.
Tego Lucyna najbardziej się obawiała. Spojrzała na pana Konrada, a w jej oczach czaił się strach.
- Kiedy? – zapytała
- Jutro. Wsiądziesz na niego jutro.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz