Nie spała
całą noc z nerwów, dziś miała zacząć pierwszy trening z
Prince’m. Od razu po szkole wzięła rower i pojechała jak
najszybciej do stajni.
- To od
czego zaczynamy? – spytała trenera spoglądając na konie pasące
się na padoku.
- Musicie
odbudować więź i dawne zaufanie. Przyprowadź Prince’a na
okrągły padok, a ja ściągnę konie do boksów, by nas nie
rozpraszały.
Lucyna
wprowadziła wierzchowca na okrągły padok. Wbiegł jak prawdziwy
dziki koń. Zaczął wierzgać stawać dęba i biegać prawie się
przewracając na takiej małej przestrzeni. Ewidentnie się
popisywał. Po paru minutach, kiedy nie spotkał się z żadną
reakcją ze strony dziewczyny uspokoił się i zaczął skubać trawę
i poznawać otoczenie.
- Zaczynaj –
rzekł trener. Lucyna dobrze wiedziała co ma robić. Zrobiła ruch
ręką, żeby zmusić konia do powolnego stępa. Nie było to jednak
najłatwiejsze zadanie, wierzchowiec prawie od razu zaczynał
galopować jak szalony.
-
Delikatniej. Mniej widocznych pomocy. Odłóż lonżę i bat.
Popędzaj go samym ciałem, drobnym gestem. – powiedział pan
Konrad oparty o ogrodzenie. Łatwo było mówić, trudniej zrobić.
Dziewczyna starała się za wszelką cenę mówić w tym samym języku
co Prince. Z każdym kolejnym kółkiem i reakcją konia zaczynała
mieć nadzieję. Zaczynali się rozumieć i nawzajem słuchać.
Poszło im niezwykle szybko. Prince reagował prawidłowo na
wszystkie wskazówki Lucyny. Stęp, kłus, galop, lekkie zajście mu
drogi i odwrót, żeby zmienił kierunek biegu.
- Świetnie
ci idzie! Widać, ze znacie się jak „łyse konie” – zaśmiał
się z własnego dowcipu. – teraz odwróć się do niego tyłem i
odejdź. Lucyna wykonała polecenie, a koń posłusznie doszedł do
jej ramienia. Zaczęła z nim chodzić , a nawet biegać. Zawsze
podążał za nią zostając w tej samej odległości od jej prawego
ramienia. Zachodziła mu drogę i robiła mocne zakręty. Jego łeb
cały czas był w tym samym miejscu. Za zgodą trenera poszli
wspólnie na spacer. Biegali po rzepakowym polu i chlapali się w
małym, płytkim stawku niedaleko ośrodka. Zmęczenie spacerem i
wybiegani wrócili do stajni. Po powrocie Lucyna nauczyła się
jeszcze masować swojego pupila i go rozciągać. Wystarczyło tylko
podtykać mu odpowiednio smakołyki, resztę robił sam Prince.
-
Najważniejszy jest koń, potem jego sprzęt, a na końcu jeździec.
Jeśli jesteś zmęczona lub przemoczona – nie ma to znaczenia,
zawsze musisz doprowadzić do czystości swojego konia. Jeśli bolą
cię wszystkie mięśnie po treningu, prawdopodobnie tak samo bolą
konia. Najpierw masujesz jego. Koń jest najważniejszy! – mówił
do niej cały czas pan Konrad. Opowiadał jej o zwyczajach końskich
i sposobach ich pielęgnacji podczas czyszczenia całego rzędu.
Lucyna dostała stare skokowe siodło i jej zadaniem było
doprowadzenie go do dawnej świetności. Po kilku dniach Prince i
Lucyna doszli do wprawy we wspólnej zabawie i nie musieli już nawet
korzystać z okrągłego padoku.
- Nie mogę
uwierzyć, że w tak krótkim czasie Prince wygląda prawie tak samo
jak rok temu. – powiedziała uśmiechnięta do swojego nowego
trenera.
- Jeszcze
dużo mu brakuje, żeby wyglądać jak prawdziwy koń skokowy. –
odrzekł gładząc konia po szyi. – ale to piękne i silne zwierzę
i naprawdę jest do ciebie przywiązany. Myślę, ze już czas, żebyś
na niego wsiadła.
Tego Lucyna
najbardziej się obawiała. Spojrzała na pana Konrada, a w jej
oczach czaił się strach.
- Kiedy? –
zapytała
- Jutro.
Wsiądziesz na niego jutro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz