Promienie
słońca, które dopiero zaczęło wschodzić budziły do życia
każdą napotkaną istotę. Ptaki rozpoczęły swoją poranną
melodię, a pąki kwiatów rozwijały się łapiąc każdą smugę
światła. Lucyna szła spokojnie zalesioną dróżką i podziwiała
piękno natury wsłuchując się w szum liści. Nagle usłyszała
znajome rżenie. Szeroki uśmiech pojawił się na jej twarzy i
pobiegła co sił w nogach na łąkę gdzie mieściła się stadnina.
Budynek stajni był ceglany z pięknymi drewnianymi drzwiami
wzmocnionymi czarnymi, metalowymi prętami ustawionymi na krzyż.
Padoki dla koni były dookoła stajni zapewniając zwierzętom dużą
swobodę ruchu w słońcu i w cieniu. Lucyna w mgnieniu oka przeszła
przez długie pomieszczenie i znalazła się przy swoim koniu.
Dołożyła mu siana i nakarmiła porcją marchewek i jabłek.
Po pewnym
czasie w stajni zaczęło się robić tłoczno. Właściciele
przyjeżdżali zająć się własnymi końmi. Stajenni zajmowali się
czyszczeniem boksów, wierzchowców zakupionych przez stadninę i
wyprowadzali je na padok. Dzieci z rodzicami kręcili się w środku
czekając na jazdę, a ich pociechy uczyły konie złych nawyków
takich jak podszczypywanie, ciągnięcie za kurtki czy zabieranie
różnych przyborów: bacików i toreb z przysmakami. Cały ten
rozgardiasz i hałasy pobudziły Prince’a. Zaczął chodzić po
boksie w kółko i rżeć na wszystkie strony z podniesionym ogonem,
zdradzającym jego podekscytowanie. Uszy chodziły mu jak nakręcone
to w prawo, to w lewo. Zaczął nawet stawać dęba i kopać ściany
boksu. Lucynę bardzo rozśmieszył ten widok. Przypomniało jej się,
że robił tak gdy zdawał sobie sprawę, że jedzie w teren, gdzie
ma zacząć galopować w szaleńczym tempie razem z nią.
- Uspokój
go! Denerwuje mojego konia, a poza tym może się zranić. –
powiedziała z wyraźnym niezadowoleniem stojąca obok właścicielka
skarogniadej klaczy z boksu naprzeciwko.
Lucyna
zerknęła na nią i nic nie odpowiedziała, zaczęła tylko mówić
do wierzchowca spokojnym tonem i delikatnie gładzić go po chrapach.
Prince się uspokoił, ale nadal nerwowo strzygł uszami. Do jego
boksu podszedł jeden ze stajennych.
- Twoja mama
dzwoniła i prosiła, żebym go wyczyścił. – spojrzał na Lucynę,
a widząc jej zdziwioną minę, dodał – chyba, ze chcesz zrobić
to sama.
- Nie, ok,
spieszę się do szkoły. Proszę go wyczyścić. Dziękuję. –
wyszła z boksu i ze stajni. Na parkingu przez stadniną było
wyjątkowo dużo samochodów. Pomyślała, ze to dziwne w taki
zwyczajny dzień i poszła do domu przygotować się do szkoły.
…………………………….
Zmęczona
po szkole Lucyna, wsiadła na rower i pojechała odwiedzić stajnię.
Cały czas ją do niej ciągnęło mimo, że od wypadku bała się
jeździć. Chciała odbudować więź jaką miała z Prince’m.
Rozmyślała o wierzchowcu. Jak ma mu pomóc. Jego siła i prawdziwe
piękno gdzieś znikło. Nie był już taki umięśniony, masywny i
wspaniały jak dawniej. Ta myśl nie dawała jej spokoju.
Kiedy
Lucyna weszła do stajni zobaczyła jak jakiś mężczyzna bacznie
przygląda się jej zwierzęciu. Dziewczyna niezbyt z tego zadowolona
szybko podeszła do boksu i udając, że nikogo nie zauważyła
wzięła uwiąz leżący obok nieznajomego. Otworzyła drewniane
drzwi, zapięła konia i wyszła z nim na padok.
- Dziwny ten
człowiek, nie sądzisz Prince? Patrzył się na ciebie jakbyś był
jakimś koniem wystawowym. – szeptała do jego ucha – Może
chciałbyś pójść na spacer po lesie? – zapytała po czym
przyspieszyła kroku i skierowała się w stronę pobliskich drzew.
Po
zakończonym spacerze po lesie wolno puszczony Prince wbiegł galopem
do stajni. Za nim pędziła Lucyna i razem skręcili do boksu. Koń
wyraźnie zadowolony parskał i oglądał się na właścicielkę.
Dziewczynka dała mu na kolację dodatkową marchew i z planem
odbudowy kondycji Prince’a wróciła do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz