sobota, 17 lutego 2018

Rozdział 2


Promienie słońca, które dopiero zaczęło wschodzić budziły do życia każdą napotkaną istotę. Ptaki rozpoczęły swoją poranną melodię, a pąki kwiatów rozwijały się łapiąc każdą smugę światła. Lucyna szła spokojnie zalesioną dróżką i podziwiała piękno natury wsłuchując się w szum liści. Nagle usłyszała znajome rżenie. Szeroki uśmiech pojawił się na jej twarzy i pobiegła co sił w nogach na łąkę gdzie mieściła się stadnina. Budynek stajni był ceglany z pięknymi drewnianymi drzwiami wzmocnionymi czarnymi, metalowymi prętami ustawionymi na krzyż. Padoki dla koni były dookoła stajni zapewniając zwierzętom dużą swobodę ruchu w słońcu i w cieniu. Lucyna w mgnieniu oka przeszła przez długie pomieszczenie i znalazła się przy swoim koniu. Dołożyła mu siana i nakarmiła porcją marchewek i jabłek.
Po pewnym czasie w stajni zaczęło się robić tłoczno. Właściciele przyjeżdżali zająć się własnymi końmi. Stajenni zajmowali się czyszczeniem boksów, wierzchowców zakupionych przez stadninę i wyprowadzali je na padok. Dzieci z rodzicami kręcili się w środku czekając na jazdę, a ich pociechy uczyły konie złych nawyków takich jak podszczypywanie, ciągnięcie za kurtki czy zabieranie różnych przyborów: bacików i toreb z przysmakami. Cały ten rozgardiasz i hałasy pobudziły Prince’a. Zaczął chodzić po boksie w kółko i rżeć na wszystkie strony z podniesionym ogonem, zdradzającym jego podekscytowanie. Uszy chodziły mu jak nakręcone to w prawo, to w lewo. Zaczął nawet stawać dęba i kopać ściany boksu. Lucynę bardzo rozśmieszył ten widok. Przypomniało jej się, że robił tak gdy zdawał sobie sprawę, że jedzie w teren, gdzie ma zacząć galopować w szaleńczym tempie razem z nią.
- Uspokój go! Denerwuje mojego konia, a poza tym może się zranić. – powiedziała z wyraźnym niezadowoleniem stojąca obok właścicielka skarogniadej klaczy z boksu naprzeciwko.
Lucyna zerknęła na nią i nic nie odpowiedziała, zaczęła tylko mówić do wierzchowca spokojnym tonem i delikatnie gładzić go po chrapach. Prince się uspokoił, ale nadal nerwowo strzygł uszami. Do jego boksu podszedł jeden ze stajennych. 
- Twoja mama dzwoniła i prosiła, żebym go wyczyścił. – spojrzał na Lucynę, a widząc jej zdziwioną minę, dodał – chyba, ze chcesz zrobić to sama.


- Nie, ok, spieszę się do szkoły. Proszę go wyczyścić. Dziękuję. – wyszła z boksu i ze stajni. Na parkingu przez stadniną było wyjątkowo dużo samochodów. Pomyślała, ze to dziwne w taki zwyczajny dzień i poszła do domu przygotować się do szkoły.

 …………………………….

   Zmęczona po szkole Lucyna, wsiadła na rower i pojechała odwiedzić stajnię. Cały czas ją do niej ciągnęło mimo, że od wypadku bała się jeździć. Chciała odbudować więź jaką miała z Prince’m. Rozmyślała o wierzchowcu. Jak ma mu pomóc. Jego siła i prawdziwe piękno gdzieś znikło. Nie był już taki umięśniony, masywny i wspaniały jak dawniej. Ta myśl nie dawała jej spokoju. 
Kiedy Lucyna weszła do stajni zobaczyła jak jakiś mężczyzna bacznie przygląda się jej zwierzęciu. Dziewczyna niezbyt z tego zadowolona szybko podeszła do boksu i udając, że nikogo nie zauważyła wzięła uwiąz leżący obok nieznajomego. Otworzyła drewniane drzwi, zapięła konia i wyszła z nim na padok.
- Dziwny ten człowiek, nie sądzisz Prince? Patrzył się na ciebie jakbyś był jakimś koniem wystawowym. – szeptała do jego ucha – Może chciałbyś pójść na spacer po lesie? – zapytała po czym przyspieszyła kroku i skierowała się w stronę pobliskich drzew.
   Po zakończonym spacerze po lesie wolno puszczony Prince wbiegł galopem do stajni. Za nim pędziła Lucyna i razem skręcili do boksu. Koń wyraźnie zadowolony parskał i oglądał się na właścicielkę. Dziewczynka dała mu na kolację dodatkową marchew i z planem odbudowy kondycji Prince’a wróciła do domu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz